O odczuciach słów kilka…

Pamiętacie, kiedy dowiedziałyście się o ciąży? Przeżywałyście burzę odczuć, prawda? Były zarówno te pozytywne jak i negatywne, związane z całkiem nową sytuacją. Obawa jak to teraz będzie? Czy poradzę sobie ze wszystkim? Czy będę dobrą mamą? Dobrym rodzicem? Ciekawość płci dziecka, tego jak będzie wyglądało, zastanawianie się nad karmieniem piersią, wyborem szkoły rodzenia, lekarza, położnej… Myślałyśmy o tym co będzie potrzebne dla takiego maluszka, jaki wózek, łóżeczko, jak urządzić pokój, kącik do przewijania, jakie ubranka – ale przecież jest jeszcze dużo czasu do 38 czy 40 tygodnia ciąży…

I nagle nasz świat zaczyna się walić, problemy ze zdrowiem swoim lub dziecka, a może obojga? Czy też przedwczesne odejście wód płodowych, odklejenie łożyska, skrócenie szyjki i skurcze? Przyczyn jest wiele, ale wszystkie prowadzą do jednego – przedwczesnego porodu. Nagle wszystko się zmienia, nasze wcześniejsze plany stają się tak bardzo nieistotne, nierealne i już nieaktualne, ponieważ dzieje się to tu i teraz, nagle, bez zapowiedzi i o wiele za wcześnie…

Milion myśli wypełniało naszą głowę i ten przerażający i miażdżący strach – czy moje dziecko przeżyje? W jakim będzie stanie? Czy będzie zdrowe? Obwinianie siebie za to co się dzieje, szukanie w sobie winy i analizowanie co mogłam zrobić nie tak albo czego nie zrobiłam, żeby zapobiec przedwczesnym narodzinom dziecka? Przecież dbałam o siebie, stosowałam się do zaleceń lekarzy, robiłam wszystkie potrzebne badania, przestrzegałam diety i brałam potrzebne leki a mimo wszystko się nie udało. Zarzucamy sobie wtedy, że jesteśmy mniej wartościowe jako kobiety, matki – wręcz jak wadliwe egzemplarze. Nie potrafimy sobie poradzić z tymi myślami, że innym kobietom się udaje – często tym, które nie dbają aż tak o siebie podczas ciąży – a nam nie, pomimo tego, że tak bardzo się starałyśmy.

Pomimo tego, że takie uczucia są normalną i bardzo powszechną reakcją na tę trudną sytuację jaką są przedwczesne narodziny dziecka, to musimy pamiętać, że nie możemy pozwolić im dominować w naszej głowie i sercu. Nie mogą nami zawładnąć, ponieważ w tym czasie kiedy będziemy rozpamiętywać co by było gdyby i dlaczego, umkną nam bardzo ważne chwile – pierwsze chwile z dzieckiem, jego pierwsze niewielkie nawet kroczki w kierunku zdrówka, o które tak mocno walczy dla nas. Musimy być wtedy razem z nim i wspierać w tej walce, motywować, dotykać, śpiewać, czytać bajeczki i kangurować jeśli tylko stan maluszka na to pozwala. Niektórym wydaje się to dziwne i bezcelowe, bo jak można mówić do dziecka, które jest podłączone do kardiomonitora, jego oddech jest wspomagany przez CPAP czy respirator, w jego nosku lub buzi tkwi zgłębnik przez który otrzymuje pokarm a na jego maleńkim ciałku poprzyklejane są różne czujniki, do tego stale ma zamknięte oczka i wcale wyglądem nie przypomina pulchnego, różowego noworodka – przecież ono nic nie słyszy, nie rozumie i nawet nie będzie wiedziało, że to ja jestem jego mamusią czy tatusiem? Podczas spotkań z przedwczesnymi rodzicami już niejednokrotnie spotkałam się z taką obawą, zwątpieniem w sens bycia przy dziecku…jest to bardzo trudne, cała sytuacja jest jeszcze całkiem nowa, niepewna i niezrozumiała, ale pamiętajcie, dzieci potrzebują Waszego wsparcia, obecności, bliskości, dzięki Wam mają namiastkę poczucia bezpieczeństwa leżąc w tych plastikowych inkubatorach, które jeszcze przez pewien czas będą musiały zastąpić im ciepły brzuszek mamy i jej kochające, tulące ramiona.

Pojawienie się wcześniaka wywołuje w nas taki ogrom uczuć, które stale się zmieniają i przeplatają ze sobą. Najgorszymi i chyba najbardziej dominującymi jest strach o życie i zdrowie nowonarodzonego dziecka oraz ta bezsilność, która tak bardzo przytłacza. Tak bardzo chcielibyśmy pomóc swojemu dziecku, ulżyć mu w cierpieniu, cudownie uleczyć, ale nie jesteśmy w stanie. Stajemy się bezradni w obliczu całej tej sytuacji, na której przebieg nie mamy żadnego wpływu. Często słyszę od przedwczesnych mam pytanie: Jak mogę pomóc swojemu dziecku, skoro nie jestem w stanie zrobić niczego co poprawi jego stan? A otóż jest pewien sposób – walka o laktację. Dla wcześniaka pokarm mamy jest jak lekarstwo, które zawiera przeciwciała odpornościowe (immunoglobuliny), białko, potrzebne tłuszcze i szereg mikroelementów tak bardzo potrzebnych maluszkowi w walce o życie i zdrowie. Pamiętajcie, to jest jedyna rzecz, którą możecie dać tylko Wy dlatego warto zawalczyć o laktację, chociaż nie jest to wcale łatwe i wymaga ogromnego zaangażowania i determinacji. Jednak czego nie zrobi się dla własnego dziecka, prawda?

Jako mama trójki dzielnych Wojowników i koordynatorka grupy wsparcia, w oparciu o własne doświadczenia jak również innych przedwczesnych rodziców, mogę jedynie powiedzieć Wam, że każde narodziny wcześniaka niosą za sobą ten sam strach, tę niepewność i bezsilność. Chociaż wydawałoby się, że następnym razem będzie lżej przez to przejść, że pobyt dziecka na Oddziale Intensywnej Terapii Noworodka będzie już mniej bolesny – niestety tak nie jest. Pamiętajcie jednak o tym, że macie prawo do tych wszystkich odczuć: do złości, strachu, bezradności ale i do niechęci, żalu i zwątpienia. Macie prawo nie godzić się z tą sytuacją, jednak żeby pójść dalej i nie utknąć w martwym punkcie, trzeba po prostu oswoić wcześniactwo i potraktować je jako swego rodzaju wyzwanie, ponieważ oprócz pytań zadawanych sobie podczas pobytu dziecka w szpitalu, pozostają jeszcze te na późniejszym etapie – co będzie dalej? Czy moje dziecko będzie zdrowe? Jak będzie przebiegał jego rozwój? Jednak nikt tak naprawdę nie zna na nie odpowiedzi, aby je uzyskać potrzeba upływu czasu i ogromnej naszej determinacji – rodziców Wcześniaków, tych Maleńkich Dzielnych Wojowników.

Dorota Rutkowska

Mama trójki dzielnych Wcześniaków,

Koordynator grupy wsparcia dla rodziców wcześniaków

Przedwcześni Rodzice, działającej w SPSK 4 w Lublinie

Dodaj komentarz