Zostałam mamą przed czasem, cz.1

Witaj na świecie Mój Mały Wojowniku

Okoliczności, w jakich pojawił się na świecie mój synek nie były sprzyjające. Towarzyszyły temu niespodziewana choroba, niepokój, ogromny stres i nagła decyzja o cesarskim cięciu. Mimo że minęło już dużo czasu, a temat porodu oraz ciąży niejednokrotnie poruszałam i przepracowywałam podczas psychoterapii, wspomnienia są wciąż żywe i bolesne.

Moja ciąża nie przebiegała książkowo i daleko jej było do sielankowych historii rozpowszechnianych w mediach społecznościowych. Mały rozwijał się prawidłowo, a wyniki badań związanych z ciążą mieściły się w normach natomiast mój organizm z jakiegoś powodu nie chciał zaakceptować synka. Nawracające stany zapalne, pogarszające się próby wątrobowe i wzrastające w szalonym tempie ciśnienie przyczyniły się do decyzji o cesarskim cięciu w 30 tc. Była ona poprzedzona koszmarną nocą, nieznośnym bólem wątroby i ogromnym strachem związanym z wątpliwością czy dam radę wytrzymać do rana. Wytrzymałam, ale jeszcze przed porannym obchodem wylądowałam na sali operacyjnej. Z zabiegu jak przez mgłę pamiętam tylko mdłości po podaniu znieczulenia i nieustający ból.

Mimo że mój synek był w stanie ciężkim, oznajmił swoją obecność głośnym krzykiem. Płakałam ze wzruszenia, bo oznaczało to, że żyje i w ten sposób dawał mi znać, że będzie walczył. W tamtym momencie nie byłam jeszcze świadoma tego, że kolejne tygodnie, a nawet miesiące będą przepełnione ciągłym strachem i wyczekiwaniem na kolejne sygnały, że daje rade i nie przestaje walczyć.

Pierwsze spotkanie przed czasem z moim synkiem

Pierwsza doba po powrocie na patologię ciąży była… dziwna. Mój mąż ciągle płakał, telefon nie przestawał dzwonić, a ja byłam otumaniona lekami i nie miałam pojęcia czego mogę się spodziewać. Odliczałam godziny do pierwszego spotkania z moim synem nie wiedząc w jak ciężkim jest stanie. Czas mierzyłam kolejnymi dźwiękami telefonu w dyżurce pielęgniarek. Na oddziale intensywnej terapii mąż został poinformowany, że pielęgniarka lub lekarz zadzwonią, jeśli stan dziecka ulegnie zmianie. Tej doby nikt nie zadzwonił, a ja przewertowałam chyba wszystkie statystyki dostępne w Internecie dotyczące przeżywalności wcześniaków z 30tego tygodnia ciąży.

 

Następnego dnia zaraz po obchodzie mąż zawiózł mnie na powitanie z synkiem. Byłam wciąż zacewnikowana, miałam założony dren, a przede wszystkim przepełniał mnie strach. Ciężko mi powiedzieć co czułam, kiedy zobaczyłam maleńką, ponad kilogramową istotkę podłączoną do miliona kabli i sprzętu medycznego. Mózg podpowiadał, że to on, mój synek, którego nosiłam pod sercem 7 miesięcy. Z drugiej strony miałam wrażenie, że cała ta sytuacja jest poza mną, czułam się jakbym oglądała film. Podeszłam do niego i nie wiedziałam co powinnam i mogłam zrobić. Czy mogę go dotknąć? Czy jest w bólu? Kiedy będę mogła go przytulić? Na pomoc przyszły mi położne, które pokazały jak dotykać synka oraz opowiedziały o oddziałowym savoir vivre.

Może nie do końca wiedziałam, co czuję widząc moje maleńkie cierpiące dziecko, ale dzisiaj jestem pewna, że tego dnia dorosłam.

ciąg dalszy nastąpi.

Mama Wojownika

Dodaj komentarz